Skip to content

Przeczytaj nowy post

“DZIWNY JEST TEN ŚWIAT”

Coraz trudniej zintegrować mi w sobie bycie psychoterapeutą i trenerem personalnym. Te dwa światy zdają się dramatycznie rozjeżdżać, każdy w swoim kierunku. Podczas gdy w tym pierwszym dążymy do wydobycia pewnej prawdy z nieświadomości na światło dzienne, ten drugi wydaje się iść w zupełnie odwrotną stronę.

Byłam w miniony weekend na konferencji branży fitness w Warszawie. Było to dla mnie do głębi poruszające doświadczenie. I nie, jak się naiwnie spodziewałam, ze względu na treść i jakość wystąpień. Poza kilkoma wartościowymi wykładami z obszaru żywienia, cała reszta mocno mnie zasmuciła. Smutek i rozczarowanie, chyba to poczułam w głównej mierze. Już samo audytorium wzbudziło moją konsternację. Słuchaczy stanowili w dużej mierze trenerzy personalni oraz pozabranżowi fascynaci spędzania czasu na siłowni. Trenerki personalne postanowiły z tej okazji zaprezentować najnowszą kolekcję jeansowych szortów i jeszcze krótszych topów, za to jak najdłuższych paznokci. Cóż, że marzec i wykłady, na które sądziłam, że przychodzi się przynajmniej w koszuli. Trenerzy osobiści standardowo jak wyrwani z obsady „Robin Hood: Faceci w rajtuzach”, skupieni byli głównie na własnej i cudzej muskulaturze. Dziwny to świat pomyślałam, gdzie prelegenci z poważną nadwagą graniczącą z otyłością wykładają zasady zdrowego żywienia i opowiadają o najskuteczniejszych formach treningowych. Gdzie w przerwie wystąpień można “na szybko” podłączyć się do kroplówek z witaminami. Gdzie znana celebrytka usilnie podkreślająca, że przede wszystkim jest trenerką, przedstawiając „case study” swoich podopiecznych mówi jedynie o tym, że są sympatyczni i myli optymizm z pozytywizmem, a wszyscy biją brawo i komentując wystąpienie, twierdzą, że jest najlepszą motywatorką. Mam skojarzenie do bajki „Nowe szaty cesarza”, choć w tym przypadku powinnam mieć raczej do Elizy Orzeszkowej i pracy u podstaw. Bo król jest nagi i taka jest prawda. Prawda jest też taka, że nie zawsze jest ochota na uśmiech i „energy” wbrew temu co twierdzą Instagramowe profile większości trenerów personalnych. Trener też człowiek i musi przeżywać złość, zawiść, rozpacz, lęk, frustracje. Często i trenerom się nie chce, naprawdę. Tylko na tę prawdę nie ma chyba w fitnessowym świecie dziś przyzwolenia. A jest to świat, w którym miarą sukcesu jest ilość followersów i procent tkanki tłuszczowej. Trenerzy zapominają o ogólnej kondycji i bazowej sprawności, a także bazowej przyzwoitości w posiadaniu kwalifikacji do zawodu, nie zapominają natomiast wrzucić zdjęcia w bieliźnie. Świat, gdzie króluje masowe zaprzeczenie, a obsesyjne kreowanie perfekcyjnego ciała ma koić lęk przed śmiertelnością. I ja na ten świat nie mam zgody, choć jeszcze nie do końca wiem, co z tym zrobić… Na niepewność jednak też nie ma przyzwolenia, więc pójdę może chociaż pobiegać, żeby działaniem pokryć ambiwalencję.